Cześć :)
Czuję się psychicznie nieco lepiej. Mimo, że nadal niezbyt widzę sens swojego bytowania, nie mam aż takiego kryzysu jak ostatnio.
Te 3 dni jakoś zleciały. Bardzo się starałam, dałam z siebie, co najlepsze. Jutro czeka mnie wspólny wieczór z bliskimi mi koleżankami, kino, a potem nieco wieczornych urozmaiceń. Obawiam się trochę. Nawet nie tego, że coś pójdzie nie tak z dietą, bo na to się nastawiam, alkohol doda swoje kalorie. Przeraza mnie to, że obydwie moje koleżanki są chude, a ja przy nich, nie ukrywam wyglądam jak... no cóż ... wieloryb. Zwyczajnie na myśl o publicznym towarzyszeniu im ogarnia mnie wstyd.
Wiem, że to przeżyję. Tyle,że mam świadomość by zagłuszyć wstyd lubię wypić więcej alkoholu. Nie, nie upijam się. Nie umiem. Mój wstyd mnie blokuje. Wstyd za wygląd, zachowanie i brak spontaniczności (która pechowo wynika tylko z poczucia wstydu). Bardzo lubię ten stan radości, beztroski, który jest poprzedzeniem upicia się. Wtedy nawet toleruję siebie, może nawet zauważam pewne pozytywne rzeczy, jednak wewnątrz zawsze pozostaje jakieś negatywne uczucie, którego nie umiem określić, ale mimo wszystko się uśmiecham.
Odnośnie diety sprawa wygląda tak :
poniedziałek : 133 kcal, brak ćwiczeń
wtorek : ostatki co się równa sporo jedzenia, a to oznacza dzień zawalony
środa : 388 kcal, spalone 312 kcal
czwartek : 392 kcal, spalone 293 kcal
piątek : 685 kcal, spalone 225 kcal
(dzisiejsze 450 kcal pochodzi z pierogów z twarogiem, które robiłam razem z mamą. Nie uznaję ich jako złamanie postanowienia, bo choć było na słodko, to nie jest typowym przetworzonym słodyczem, niestety twaróg miał cukier - gdybym była przy robieniu farszu to choćbym poprosiła mamę by dała miodu - a do tego jest domowe)
Od środy nie jem słodyczy (w to wliczam też każdego rodzaju śmieciowe jedzenie). Jest to moje wielkopostne postanowienie, którego praktycznie co roku nie udaje mi się albo podjąć realizacji, albo zrealizować do końca. Obecnie znalazłam cel tego postanowienia. Trzyma mnie to na razie w ryzach. Po prostu muszę pamiętać o co walczę, co mogę przez ten mały gest być może uczynić dla kogoś. To jakoś dodaje mi sił :)
Życzę Wam kochane dobrego weekendu!
I uśmiechu na ten tydzień.
Nie dajcie się złamać przeciwnościom losu.