Jestem żałosna, wiem to. Tyle obiecujących słów w poprzednim poście rzuconych na wiatr. Jak zwykle niewykorzystanych.
Nie będę się usprawiedliwiać.
Poddaję się, odpuszczam przy każdej okazji.
Czas to skończyć i przestać być śmieszną.
Albo mi zależy albo nie.
Łatwiej byłoby zakończyć swój ośmieszający żywot jednej wielkiej porażki. Ale cholerny brak odwagi nie pozwala. Zasnąć i się nie obudzić... Poddać się całkowicie.
I wydaje mi się, że zdobywanie tej wymarzonej chudości będzie niczym umieranie, grzebanie tej ohydnej mnie, która nie zasługuje na nic, bo jest beznadziejna. Chciałabym ją zabić wraz z jej słabościami.
Mama, patrzy na mnie jak na wielką porażkę. Rzuciłam studia, nic nie robię wartościowego, a do tego jestem tłusta. Obrzydliwa. Przynoszę wstyd.
No kto normalny mógłby być dumny z takiego dziecka?
Czy ktokolwiek?
Otóż nie.
Nie załamuj się kochana i WALCZ. ;)
OdpowiedzUsuńCzasem niepotrzebnie sami stwarzamy sobie mury, które pozornie wydają się nie do przeskoczenia. Otóż to pozory, bo podobno wszystko jest możliwe. Warunek jest taki - trzeba chcieć.
OdpowiedzUsuńA Ty, czego chcesz? Chudości? Studiowania? Bycia szczęśliwą?
Zastanów się nad tym i dąż w odpowiednią stronę.